Z Żelaznymi na finał finałów :)))) Było pięknie.
Tradycyjnie jak to w niedzielę, od rana liturgia, obiad rodzinny i cmentarz. A potem już mogłam robić co chcę i gdzie chcę :P
Celem był Ligowiec, od samego początku, ale niestety przez zawirowania po biegu Wings for Life, nie mogłam dojechać tam tak od razu.
Pojechałam więc do Katarzynek koło Gruszczyna, a w zasadzie między Gruszczynem a Uzarzewem.
Tam ponownie zaskoczył mnie krajobraz…na prawdę w wiele zakątków naszej gminy zajechałam i wiele już pięknych miejsc zobaczyłam, ale tu widok zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Tu w Katarzynkach chyba bardziej niż gdziekolwiek gdzie byłam, widać budowę polodowcową w naszej gminie. Normalnie czułam się prawie jak w górach choć oczywiście wysokości tu są inne ;) Ale różnica poziomów jest zauważalna.
W Katarzynkach jest piękny dworek, o istnieniu, którego dowiedziałam się niedawno, położony w dolince, w odległości ok 1km od kościoła w Uzarzewie. Tak specyficznie położony, że z pod kościoła w Uzarzewie go nie widać, ale za to w drugą stronę – z pod dworku – widać kościół. To najlepszy dowód na to, jaka różnica w poziomie jest między różnymi punktami geograficznymi w naszej gminie. I to na odległości 1 kilometra!!
A po Katarzynach przyszedł czas na Ligowiec (w końcu mnie puścili tam:)) i finał pięknego, bogatego weekendu majowego w wykonaniu moich ulubionych Żelaznych. Trening 3 samolotów – czyli w układzie bez szybowca,
i loty tuż nad głową. Ależ była adrenalina.
Panowie Żelaźni – jeszcze raz WIELKIE podziękowanie, na prawdę było pięknie :)