Temat ligowcowy…a jakże. Bo Ligowiec to Ligowiec po prostu. Wielokrotnie o tym tutaj wspominałam.
To było kolejne popołudnie a właściwie wczesny wieczór na Ligowcu.
Łapiąc ostatnie promienie słońca i ciepła, powędrowałam tam, gdzie generalnie oczy same by mnie powiodły…
Trafiłam na jeden z wielu w tym sezonie treningów szybowcowych. Bardzo intensywnie w tym sezonie latały na Ligowcu właśnie szybowce, i to zarówno w podstawowych lotach jak i na akrobację szybowcową. Nadrabiali za Żelaznych, którzy raczej w tym roku ograniczyli się do latania w pojedynkę (bardzo nielicznie w grupie, a szkoda:))
Było sympatycznie. Fajnie byłoby się „przelecieć” takim szybowcem. Cessnę już zaliczyłam, Antka prawie, że – czekam do następnego sezonu. Czas włączyć coś nowego, może to właśnie będą szybowce.
„Wielkie ptaki” majestatycznie przecinające horyzont bielą swoich skrzydeł. Poleciałoby się a właściwie…no właśnie…poszybowało…
Ten dzień a raczej wieczór właściwie był dość ruchliwy na lotnisku. Dlatego też jeszcze inne „loty” załapały się w kadr.
A jakiż to był odpoczynek…..eh. Tego będzie mi najbardziej brakowało jesienią i zimą. No…wyłączając Sylwestra ;)