I bynajmniej… nie z siebie.
Ale wyjść i pójść przed siebie. W moim przypadku pójść w ciszę, spokój…po prawie 70 rozmowach telefonicznych…
Nieraz trafiają się takie dni, że pracy jest stanowczo za dużo…
To był jeden z takich dni. Wróciłam do domu i mimo, że nie musiałam specjalnie nic robić,
ot mogłam pospolicie zalec na kanapie i się z niej nie ruszać to jednak mnie roznosiło od środka.
No to wzięłam plecak i poszłam przed siebie.
Trafiłam nad jezioro.