Pewnego pięknego popołudnia na Ligowcu :)
Początek maja…w końcu mamy wiosnę i miłe ciepło, słoneczko, lekkie chmurki, błękitne niebo
Okna pootwierane, "chałupa" się wietrzy…no i nagle ten warkot…znajomy, słyszany wcześniej, ale jakiś
taki mocniejszy.
Jedno zerknięcie przez okno pokoju i staję jak wryta…3….3 czerwone, piękne samoloty z Ż.napisanym na blachach.
Tego nie mogłam przepuścić…a moja Di stała pod blokiem i czekała na wyjazd.
Szybkie pakowanko sprzętu i….ligowcowym zwyczajem…ziuuuuum na lotnisko.
No i oto one…raz…dwa…trzy…..chociaż w sumie 6, 7 i 8…fanstastyczne, czerwone , latające "diabły"