Wąsowo

Wąsowo to miejsce, które już od dawna mnie przyciągało. Było jednym z pierwszych takich slow miejsc na mapie Wielkopolski, który „wpadł” w moje ręce. Ale długo nie znajdowałam w sobie odwagi, żeby tam dojechać. Bo niby za daleko. Dopiero tak na prawdę wyjazd do położonego nieco bliżej Strykowa, bardzo sprawny i szybki, mimo, że to około 60 km od domu, uświadomił mi, że Wąsowo wcale tak daleko nie jest. Jak mi się początkowo wydawało.

I tak, w piękną sierpniową sobotę, po ogarnięciu wszystkich spraw domowo-zakupowo-ogrodowych (a było tego trochę bo byłam sama, Mama akurat leżała w szpitalu po operacji naprawy kolana) odważyłam się pojechać trochę dalej i zajechałam do Wąsowa.

Teren pałacu i przylegającego do niego parku jest spory, bardzo zadbany, jest tam sporo miejsc parkingowych, na specjalnie wyznaczonych parkingach, więc dla turysty z własnym autem, bardzo komfortowo. Nie ma się z resztą czemu dziwić, bo w pałacu w Wąsowie znajduje się restauracja i hotel. Jest on miejscem organizacji spotkań i imprez okolicznościowych taki jak na przykład wesela.

Pałac, w niektórych źródłach określany mianem zamku, robi ogromne wrażenie. Ja przed wyjazdem wielokrotnie widziałam go na zdjęciach, więc bryła i wykonanie go nie było dla mnie zaskoczeniem. Ale oglądany na żywo mnie po prostu wbił w ziemię. Obok niego znajduje się jeszcze dodatkowo dwór, którego jakimś dziwnym trafem nie sfotografowałam. Może dlatego, że właściwie zobaczyłam go później przechadzając się po terenie nieopodal leżącego folwarku.

No i właśnie folwark. Ja już nie pamiętam które z tych miejsc – folwark czy pałac było tym pierwszym z wąsowskich miejsc, o którym przeczytałam, o którym się dowiedziałam. Ciągnęło mnie generalnie do obu, choć wtedy jeszcze nie wiedziałam o trzecim z miejsc. Ale to za chwilę.

Po obejściu dokładnie dookoła pałacu, podjechałam do położonego obok folwarku. Kiedyś początkowo ( i było tak praktycznie do samych odwiedzin tam), sądziłam, że te dwa miejsca to właściwie jedno. Układ bowiem bardzo naturalny jak na majątki wielkopolskie  a więc jak jest dwór czy pałac to musi być folwark. Tak jest i tu, choć należy do różnych właścicieli.

Folwark, po pierwszym zauroczeniu na wjeździe – piękna brama z czerwonej cegły rodem jak z zamków krzyżackich, prowadząca na kamienny dziedziniec (czyli wyłożony popularnymi niegdyś kocimi łbami) trochę mnie rozczarował.

Folwark jest ogromnym terenem, z kamiennym brukiem, otoczony zewsząd zabudową z czerwonej cegły (a ja ją uwielbiam), z której to zabudowy w folwarku wykorzystywane są zdaje się 3 lub 4 budynki. Ogromny kompleks budynków po prawej stronie od bramy sprawia wrażenie zupełnie nie wykorzystanych. A wielka szkoda, bo miejsce ma ogromny potencjał. Być może dzieje się tam znacznie więcej podczas imprez np. związanych z lokalnym jedzeniem. Ja właśnie z takich okoliczności kojarzyłam folwark, takim go właściwie poznałam. A przyjeżdżając tam, wtedy w to sobotnie popołudnie, zobaczyłam raczej pustkę, smutną pustkę niż miejsce tętniące życiem, promujące lokalne produkty i tradycyjne jadło.

Niemniej jednak, do Wąsowa na pewno wrócę i to nie tylko dlatego, że obiecałam mojej Mamie, że ją tam zabiorę. Śledzę cały czas na bieżąco profile społecznościowe zarówno pałacu jak i folwarku, jestem ciekawa jak wygląda tam wiosna, i jak wygląda folwark kiedy tętni życiem. A i jeszcze, bo obiecałam wrócić do tematu, tam jest jeszcze Spichlerz Wąsowo (pewnie też element folwarku), zupełnie osobna „instytucja”, kolejne miejsce które warto tam zobaczyć. No i muszę nadrobić foto z dworu, koło pałacu. To też swoją drogą ewenement ;)

Wracając do domu, zatrzymałam się jeszcze w jednym miejscu. A mianowicie, zjechałam z głównej ulicy w pierwszą boczną,zauroczona zabudową przypominającą domy szachulcowe, i brukiem, klasycznymi kocimi łbami, zarówno na ulicy jak i chodniku.