Rozprawa z wiosną cz.2 ……

……czyli jak uciec od wałków i farby do brzęczącego świata puchatych przyjaciółek :)

Tak mi się szczęśliwie i nieszczęśliwie złożyło, że mój remont przypadł na taki pierwszy w tym roku bardzo ciepły czas. Zrobiło się bowiem bardzo ciepło, nawet za ciepło jak na początek kwietnia bo po dworze śmiało można było śmigać w krótkim rękawie. Trochę wiało, ale to był ciepły wiatr więc specjalnie nie przeszkadzał.

I szczęśliwie taka pogoda bo ładnie i szybko mi farba schła, a nieszczęśliwie bo taka ładna pogoda, a ja pod ścianą, co tu dużo mówić ;) Ale nie było tego złego co by na dobre nie wyszło, a pewnie i tak gdybym remontu nie robiła to siedziałabym w pracy, więc korzystając z chwili przerwy od pracy, trochę przy okazji robienia zakupów, trochę uciekając od wszech bałaganu w domu pojechałam na naszą piękną, swarzędzką prowincję. Czyli w moje tradycyjnie „za miasto”

A na tym moim tradycyjnym „za mieście” wiosna w pełni i pada „śnieg” pierwszych białych kwiatków….śliw domowych. A w śród gałęzi na biało obsypanych kwieciem rój pracowitych, puchatych przyjaciółek pszczółek. Powiedzieć, że cały krzak był jak jeden wielki rój nie będzie wcale przesadzone. Bo tam wszystko po prostu bzyczało :) A małe puchate uwijały się jak w ukropie, żeby się najeść i jeszcze zebrać pyłki ;)