Rower w czasie zarazy

No nie da się tego inaczej napisać i uniknąć tematu bo ten temat jest wszędzie, bardziej lub mniej bezpośrednio się z nim spotykamy. Słowem – wszędzie wylezie…

Pozamykali wszystko z małymi wyjątkami no….pola zostały otwarte, pozamykali nas, trochę jak zwierzęta w klatkach. Ja nie oceniam czy słusznie czy nie bo nie wiem jakby było gdyby nie to zamknięcie. Ale zamknęli nas idiotycznie. I wyszło na to, że bezpieczniejsi jesteśmy stojąc w kolejkach przed sklepem niż jadąc w pojedynkę rowerem przez pole czy las.

Dla mnie wiosna to zawsze moment kiedy odkurzam rower – tak przyznaję, jestem sezonowym rowerzystą (może trochę bardziej niż niedzielnym ;P).

A, że ja jestem typ co na tyłku za długo nie usiedzi (nadal się dziwię jak ja te 7 lat temu w tym szpitalnym łóżku wytrzymałam) to też  nie inaczej było w tym roku. Pomimo tych wszystkich zakazów, i gadania, że tylko do sklepu, do pracy i do apteki można.

No i na działkę też można było ;) Więc się jechało na działkę, raz, drugi, trzeci, 20km, 30km…tak jakoś. Ktoś z Was by się spytał, a nie bałaś się mandatu? No czasem lekko strach obleciał, zwłaszcza kiedy w święta, na piaszczystej drodze między lasem (wówczas zamkniętym) a polem (to było otwarte) mijał mnie patrol policji (nie zatrzymali). Ale wola ruchu, przewietrzenia głowy i fotografowania, była zdecydowanie silniejsza. Przecież nie podarowałabym przyrodzie żeby się budziła bez mojej cichej obecności gdzieś obok, z aparatem…

Z tych ponad 500 zdjęć zrobionych w tamtym czasie, trochę wybrałam ;)