Pewien zaskakujący piątek

Piszę ten tekst już prawie rok po tym wydarzeniu, więc początkowo staram się odtworzyć w głowie o co dokładnie chodziło. Pamiętam, że był piątek i jak to w czasie pandemicznej pracy zdalnej, ciągnęło mnie do ruchu jakiegokolwiek. Jeszcze coś się działo w mediach, chyba politycznie bo to było przed rzekomymi wyborami prezydenckimi. Po pracy postanowiłam więc pójść na rower żeby trochę się rozruszać po tym całym dniu siedzenia w domu. Bądź co bądź pracując w ratuszu trochę więcej się człowiek rusza. Inaczej jest w domu.

No i pojechałam. I tak mi się jakoś dobrze jechało, noga podawała jak to mówią narciarze ( i kolarze chyba też, a może Ci drudzy nawet bardziej ;) ), aż się okazało, że dojechałam pod moje ulubione jezioro, co dawało szansę na pobicie życiówki. No i się udało. Powrót już co prawda tak różowy nie był, ale satysfakcja na koniec ogromna. To było bardzo szczęśliwe zmęczenie :) A do tego wykonane w pięknych okolicznościach majowej przyrody więc czego chcieć więcej ;)

Szczęśliwe zmęczony człowiek :)