Baborówko

Baborówko to też jedno z tych miejsc, które dużo wcześniej miałam zaplanowane do odwiedzin, ale ciągle z tyłu głowy drzemały jakieś wątpliwości czy to nie za daleko. Dobrze, że przynajmniej na tą odległość już zostały rozwiane. Teraz pozostało tylko wydłużać ten dystans i nabierać pewności w jeździe (to stale uczy nawet po kilkunastu latach od zrobienia prawa jazdy)

Głównym miejscem moich odwiedzin tam był oczywiście dwór i sąsiadująca z nim stajnia. A może na odwrót. Przyznać bowiem trzeba, że teren stajni i padoków dla koni jest ogromny. Jest to też pierwsza rzecz, którą widać jak przyjeżdża się na miejsce.

Cały teren to tak na prawdę nic innego jak folwark, z resztą w bardzo podobnym ukształtowaniu co w folwarku w Wąsowie. Tu również miałam taki sam wniosek jak w Wąsowie, że jest tu sporo nie wykorzystanego miejsca. I co najciekawsze, po przejściu przez bramę ani widu pałacu. Jakby się schował. I rzeczywiście tak było.

Sam pałac przepiękny, porośnięty chyba winnym krzewem, który oplótł go prawie całego od stóp do głów.

To co mi się nie spodobało, i trochę zniechęcało do zwiedzania i oglądania całego folwarku to dość często pojawiające się tabliczki „Teren prywatny. Wstęp wzbroniony”. Pragnę zauważyć, że ja jako turystyka weszłam na teren folwarku przez otwartą bramę, nie przeskakiwałam przez płot na przykład. Miejsce jest historyczne więc nie ma co się dziwić, że budzi zainteresowanie turystyczne. Jestem ciekawa czy podczas odbywających się tam zawodów i pokazów jeździeckich, uczestniczący w nich goście i zwykli widzowie, też mają takie odczucia jak ja. Tak zupełnie paradoksalnie, mogłabym być ich potencjalnym klientem, który przyjechał tak po prostu zobaczyć miejsce na ślub i wesele. Ja wiem, że ostatecznie, nikt mnie nie wyrzucił, nie wyprosił, ale jednak nie było przyjemnym chodzenie po folwarku i czytanie non stop, że wstęp tu wzbroniony.